30 lipca 2014

Rozdział 7. "Wygrałem uczciwie i to jest moje pierwsze zadanie dla ciebie''

Bella
Usiadłam na ławce w okolicy ramp, na których jeździł Ryan. Jak byłam malutka, zawsze tu przychodziłam i marzyłam o tym, że kiedyś też będę tak jeździć. W końcu kupiłam sobie deskę i zaczęłam się uczyć sama.
Obok mnie znajdował się Justin. Uśmiechnęłam się do niego, dając do zrozumienia, że zaczynamy. Jedną z nóg położyłam na jego udzie, by zwisała swobodnie, a Justin on objął mnie w talii.
- Nie gniewasz się? W końcu trochę cię wykorzystuję, prawda? – zapytałam.
- Bello, gniewać się na ciebie? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Zaśmiałam się i zerknęłam na skaterów. Brad, kumpel Ryana, pokazał na mnie i Justina palcem, mówiąc coś, do stojącego obok kolegi. Chłopak skutecznie zmazał uśmiech z twarzy Ryana. Udając, że ich nie widzę, spojrzałam na szatyna obok mnie i cmoknęłam go w policzek.
Ryan puścił swoją deskę, która momentalnie zjechała w dół rampy i ruszył w moją stronę.
- Uwaga, idzie – szepnęłam, uśmiechając się szeroko.
Zbliżyłam się do Justina. Nasze czoła i nosy się stykały. Powiedziałam mu wcześniej, że nie musi robić niczego, czego nie chce. Niespodziewanie cmoknął mnie w usta. Jego wargi były cudownie delikatne i ciepłe. Wyjątkowe. Uniosłam kąciki ust, wtulając się w jego klatkę piersiową. Moje serce zabiło szybciej. Nie spodziewałam się, że mnie cmoknie. Właściwie byłam pewna, że tego nie zrobi. Chociaż, bardzo mi się to podobało.
- Co ty do chuja robisz z moją dziewczyną?! – warknął Ryan, odpychając ode mnie Justina. – To tak chciałaś ze mną rozmawiać?! – zwrócił się do mnie.
Nigdy w życiu Ryan na mnie nie krzyknął. Aż do teraz.
Justin wstał, chcąc się odsunąć, bym mogła pogadać z Ryanem. Dredziarz odwrócił się przodem do szatyna i walnął go z pięści w szczękę. Przynajmniej tak mi się wydawało. Justin zatrzymał jego rękę tuż przed swoją twarzą. Justin był niższy od Ryana, ale bardziej umięśniony i przede wszystkim opanowany.
- To nie moja wina, że traktujesz Bellę tak, że nie chce z tobą być – powiedział spokojnie Justin.
W oczach Ryana zobaczyłam furię, szaleństwo. Szybko weszłam między chłopaków i wręcz wrzasnęłam:
- Stop!
Spojrzeli na mnie zaskoczeni. Nie wiem, co by zrobili, gdybym zareagowała później. Ryan jest zbyt impulsywny. Nie pomyślałam o tym wcześniej, choć powinnam. Jeśli coś by sobie zrobili, to byłaby moja wina.
- Justin, dziękuję, ale czy mógłbyś...
- Nie. On zostaje. Chce mieć wszystko jasne.
Usiadłam między Justinem i Ryanem.
- Kim on dla ciebie jest? – spytał dredziarz.
- Justin to mój przyjaciel – odparłam. – Byłabym wdzięczna, gdybyś go nie atakował. Okej, skoro mamy to już za sobą, to o czym chciałeś mówić?
- Bieber, tak? – upewnił się Ryan.
Justin jedynie mruknął pod nosem coś na kształt „tak”.
- Wytłumaczysz mi, od kiedy przyjaciele się całują? – zwrócił się do Justina. Ironia, to chleb powszedni dla Ryana.
- Równie dobrze, to ty możesz nam to wytłumaczyć – wtrąciłam się i uśmiechnęłam się sarkastycznie, nawiązując do sytuacji sprzed paru dni. Ryan uwielbiał sarkazm, ale to ja urodziłam się z nim we krwi.
- Okej, ale ja całowałem wolną dziewczynę – wytłumaczył.
- Wiem, że nie zawsze mówię wprost, ale naprawdę powinieneś się domyślić, że już nie jesteśmy razem.
Justin tylko parskał pod nosem.
- Bella, proszę. Wybacz mi. Jesteś dla mnie naprawdę ważna.
- To ja już pójdę – wymruczał wkurzony Justin.
- Justin, czekaj na mnie. To zajmie mi maksymalnie 5 minut, potem będę wolna – złapałam go za przedramię, a on w odpowiedzi skinął głową.
Ryan przewrócił oczami, poczekał, aż Justin odejdzie kawałek i kontynuował:
- Naprawdę mi na tobie zależy, nie chciałem być dla ciebie wtedy tak niemiły i opryskliwy.
- Ale byłeś, Ryan. Ja nie mam ochoty na związek, w którym nie będę mogła pogadać ze zwykłym kolegą. Możemy zostać przyjaciółmi, bo jednak nie chce, żeby poprzednie trzy lata poszły na marne – odparłam.
- W porządku, ale... Ja będę o ciebie walczył – zapewnił mnie.
- Nie masz z kim walczyć. Poza tym, nie chcę z tobą być. Spóźniłeś się o jakieś półtora roku, przykro mi. A teraz idę, bo mam nadzieję na milszą resztę wieczoru. Trzymaj się.
Cmoknęłam Ryana w policzek, zostawiając go oszołomionego i poszłam w stronę Justina. Naprawdę nie domyślił się, że mi się podobał? Przez  t r z y  lata. Na szczęście, to już skończony temat. Nie będę się zajmować przeszłością. W końcu, to co się stało, to się nie odstanie.
Justin siedział na murku, z wzrokiem utkwionym w ekranie telefonu. Jego włosy delikatnie oklapły i opadały mu na czoło, więc co chwilę je poprawiał. Może to dziwne, ale jego turkusowy T-shirt podkreślał brązowy kolor oczu. Krótkie, białe spodenki idealnie komponowały się z całością. Właśnie podeszły do niego dwie dziewczyny z aparatami i zrobiły sobie z nim zdjęcia. Mówił mi wcześniej, że jest naprawdę niewiele miejsc, gdzie nie ma jego fanek. W skateparku się ich nie spodziewał, ale rzeczywiście rzadko bywają tu dziewczyny. Może pochwalić by się przed Justinem moją jazdą? Czy ja dobrze widzę, że tam jest David? On na pewno pożyczy mi deskę. Zawsze ślinił się na mój widok. Dobrze, że schowałam do torebki trampki. Usiadłam obok Justina i zdjęłam szpilki.
- Co robisz? – zapytał.
- Chcę ci pokazać jak jeżdżę – odparłam, uśmiechając się szeroko.
- To może pójdziemy do mnie? Mam przy domu całkiem niezłe rampy. Choć oczywiście, zrozumiem, jeśli dobrze radzisz sobie tylko na tych, które znasz...
Co to ma być? Sądzi, że jestem słaba, że źle jeżdżę? O nie. Nie będziemy się tak bawić. Z powrotem nałożyłam buty na obcasie, wstałam i powiedziałam:
- To co, idziemy?
Chłopak zaśmiał się tylko i zakładając czapkę na głowę i okulary przeciwsłoneczne na nos, ruszył do auta, a ja tuż za nim Minęliśmy po drodze Ryana. Palącego Ryana. Westchnęłam tylko i poszłam dalej.
*****
- Voilà – powiedział, wskazując na rampy i podał mi jedną z desek.
- Dziękuję – odparłam i uśmiechnęłam się.
- Mam pewną propozycję – zaczął.
Odwróciłam się, machając przy tym włosami. Zdjęłam z nadgarstka gumkę i zrobiłam sobie koka na czubku głowy.
- Jaką? – zapytałam, unosząc brwi.
- Pokażę ci coś na desce, a ty spróbujesz powtórzyć. Jeśli ci się nie uda, zrobisz coś dla mnie, a jak uda, to ja dla ciebie, a potem ty coś zaprezentujesz.
- A co miałabym zrobić?
- Zobaczymy, coś wymyślę – uśmiechnął się.
- Okej, właściwie może być cokolwiek, najwyżej cię pozwę – zażartowałam i wzruszyła ramionami. – Ale najpierw chce trochę poćwiczyć.
- W porządku – zgodził się.
*****
Jeździłam prawie tak dobrze jak Ryan, a Ryan był świetny, ale to co robił Justin, było niesamowite. Wszystkie triki, które robił... Czy on urodził się z deską przy stopach? Oczywiście przegrałam, więc byłam winna Justinowi dwie przysługi. Aż bałam się myśleć, co wymyśli.
- Słucham, co mam zrobić? – uśmiechnęłam się. W końcu chyba nie będzie chciał mnie zbytnio wykorzystać, prawda?
- Po pierwsze, to proszę, żebyś ze mną zaśpiewała. Żebyś nagrała ze mną duet, na moją płytę – powiedział, patrząc w bok.
Otworzyłam szeroko oczy. Kompletnie mnie zatkało.
- To jakiś żart? – wypaliłam.
- Nie. Wygrałem uczciwie i to jest moje pierwsze zadanie dla ciebie.
Nie odpowiedziałam. Właściwie to już o tym myślałam. Oczywiście nie poprosiłabym sama o to Justina. Sądzę, że on rzeczywiście mógł mieć rację. Że każdemu trzeba pomóc, ale sama nie wiem czy muzyka to rzeczywiście to, co chcę robić w życiu. Przecież mogę być jak mama – uczyć śpiewu, albo pisać dla gwiazd. Z kolei nawet jeśli zaśpiewam z Justinem, to nie znaczy, że od razu muszę zrobić karierę. Przecież mogę się nawet nie spodobać.
- Gniewasz się? – spytał, zerkając na mnie speszony.
- Nie. Właściwie, to z chęcią z tobą zaśpiewam – uśmiechnęłam się.
- To może pójdziemy do mojego studia? Nagramy tam coś twojego, żeby Scooter miał taki przedsmak. Bo on też decyduje kto będzie ze mną śpiewał, ale na pewno się zgodzi – wstałem i podałem jej rękę, żeby było jej łatwiej wstać.
- Ale ja nie mam tu żadnych moich piosenek, niczego... – odparłam, podnosząc się z moją pomocą.
- To przecież nie problem. Jaka jest twoja ulubiona piosenka? – spytał, prowadząc mnie w stronę domu.
- Mogę zagrać i zaśpiewać?
- Mówiłaś, że nie masz... – zdziwił się.
- No ale znam większość na pamięć.
- W porządku.
Poprowadził mnie obok basenu, przez salon i kuchnię, schodami na górę i na górę. I weszliśmy do ostatniego pokoju po prawej. Małe, przytulne pomieszczenie. Szare ściany. Pomarańczowa kanapa obłożona kolorowymi poduszkami stała pod niedużym oknem.
- Usiądź sobie, ja pójdę po coś do jedzenia i picia, okej? – zapytał Justin.
- Jasne.
Położyłam torebkę na podłodze i usiadłam przy fortepianie. Starając przypomnieć sobie dźwięki, nuciłam i podśpiewywałam. Zagrałam całą melodię i wstałam, by się troszkę rozśpiewać. Stanęłam przodem do okna i zaczęłam rozgrzewkę.
Justin
Wziąłem ciastka na talerz, dwie szklanki, sok i poszedłem na górę. Otworzyłem łokciem drzwi od studia i zobaczyłem piękną Bellę. Uśmiechnąłem się i postawiłem jedzenie na stoliku.
- Gotowa? – spytałem.
- Jasne – powiedziała, siadając przy fortepianie. – Co mam robić?
-Po prostu graj i śpiewaj.
*****
Nagrałem to już na płytę i potem przekażę Scottowi. Bella poszła do łazienki, a ja zerknąłem na zegar, który wskazywał godzinę 00:37. Jakim cudem?
- Wiesz, jestem już trochę zmęczona, chyba będę się już zbierać – powiedziała blondynka, wchodząc do mojego pokoju, do którego poszliśmy po nagraniu.
- Zaraz będzie pierwsza w nocy – odpowiedziałem, ziewając.
- Co?! Jezu, muszę wracać do domu. Ale co ja powiem mamie? – odparła spanikowana. Wyjęła z kieszeni spodenek telefon. – Kocham Maggie. Powiedziała mojej mamie, że u niej jestem, ale nie mogę teraz wrócić o domu, ani pójść do Mag, przecież u niej też są teraz rodzice. Poszłabym do Ryana, ale pewnie nie będzie zadowolony...
- Spokojnie – uśmiechnąłem się. – Możesz zostać u mnie.
- To nie problem? – spytała.
- Żaden.
Zaprowadziłem Bellę do łazienki i dałem jej moją koszulkę oraz spodenki do gry w kosza. Z szafki wyjąłem jakiś żel, szampon i ręcznik i również jej podałem. Potem poszedłem do pokoju gościnnego, by przygotować Belli łóżko. Później wróciłem do swojego pokoju po telefon i napisałem SMS’a do mamy, pytając czemu nie ma jej jeszcze w domu. Po chwili odpowiedziała, że zostaje na noc u Jasona, jej nowego chłopaka.
Ciekawe, kiedy Scooter będzie miał chwilę na przesłuchanie piosenki Belli. Jestem pewien, że zgodzi się, żeby Bella ze mną nagrała. Ma piękny głos. Z resztą cała jest piękna. Ma cudowne brązowe oczy. Mógłbym w nich utonąć. A te śliczne blond włosy, idealnie jej pasują.
Potrząsnąłem głową i poszedłem do mojej łazienki. Nie mogę tak o niej rozmyślać, przecież dopiero co rozstała się z chłopakiem, poza tym może już mnie nie nienawidzi, ale chyba dalej nie ma mnie za przyjaciela.
Bella
Wyszłam spod gorącego prysznica i wytarłam ręcznikiem swoje ciało, a włosy zawinęłam w turban. Włożyłam rzeczy, które dał mi Justin i wyszłam z łazienki. Skierowałam się w stronę pokoju chłopaka, chcąc zapytać, gdzie mam spać. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam szatyna, który stał, jedynie w bokserkach, tyłem do mnie. Mimowolnie mój wzrok zjechał na jego pośladki. Przygryzłam delikatnie wargę. Były tak idealnie wyrzeźbione. Odwrócił się, pokazując mi swój nieziemski kaloryfer.
- Coś się stało, Bello? – zapytał, uśmiechając się bezczelnie, bo zorientował się, gdzie patrzę.
- Nie, dlaczego tak myślisz? – odparłam, ale zaczerwieniłam się. Przecież ja się nie rumienię. Co on ze mną robi?!
- Tak mi się tylko wydawało... – wzruszył ramionami, gładząc się po mięśniach brzucha.
- Gdzie mam spać? – wypaliłam od czapy.
Justin zaśmiał się i powiedział:
- Zaprowadzę cię.
*****
Przeciągnęłam się i chwyciłam swój telefon w dłoń. Siódma rano – nigdy nie umiałam długo spać. Usiadłam na brzegu łóżka i zerknęłam na komodę, która stała naprzeciw mnie. Była z jakiegoś jasnego drewna, które pasowało do ścian w kolorze latte. Nie był to duży pokój. Właściwie pokoik. Pewnie jakiś gościnny, bo po co komu w domu bezużyteczne pomieszczenia? Na szafce nocnej stał storczyk, a obok zdjęcia młodszego Justina z niewysoką kobietą, pewnie jego mamą. Właśnie... Gdzie jest jego mama?
Przetarłam zaspane oczy ręką, wstałam i poszłam do łazienki. Na podłodze wciąż leżała moja torebka, więc wyjęłam z niej kosmetyczkę. Odświeżyłam się trochę i poszłam do pokoju Justina, w końcu to był jego pomysł, żebym została u niego. Teraz musi się mną zająć.
Weszłam do pokoju chłopaka i zobaczyłam jak słodko śpi. Kołdra, którą się przykrył spadła mu w nocy na ziemię (no chyba, że specjalnie ją tam położył), więc znowu mogłam podziwiać jego niezwykłą sylwetkę. Postanowiłam, że zrobię mu zdjęcie, takiemu słodziakowi aż nie wypada nie zrobić. Dźwięk aparatu w moim telefonie go obudził.
- Co ty robisz w środku nocy w moim pokoju i czemu robisz mi zdjęcia? – wymruczał zaspany, nakładając poduszkę na głowę.
- Jest już w siódma trzydzieści, to dla ciebie środek nocy? A jak było po północy, to normalnie funkcjonowałeś, a nagle poranek to dla ciebie noc, co ty wymyślasz? – zapytałam, siadając koło niego i zabrałam mu poduszkę.
- Nieważne – potrząsnął głową. – Czemu robisz mi zdjęcia?
- Musiałam – powiedziałam, jakbym wyjawiała mu swój największy sekret. Ten jednak spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu, więc kontynuowałam. – Wyglądałeś tak słodko, więc musiałam zrobić ci zdjęcie. Zobacz jak uroczo!
Podałam mu telefon.
- Zdjęcie jak zdjęcie – wzruszył ramionami. – Droga Bello. Dlaczegóż to budzisz mnie tak wcześnie?
- Głodna jestem – odparłam i jakby na potwierdzenie zaburczało mi w brzuchu.
Justin przeciągnął się, ziewnął i usiadł na łóżku.
Justin
- Co chcesz na śniadanie? – zapytałem Belli, która nawiasem mówiąc nieziemsko wyglądała z rana. Choć chyba zawsze wyglądała nieziemsko.
- Loda.
- Bello, nie wiedziałem, że ty taka niegrzeczna jesteś, ale jeśli chcesz loda, nie jestem w stanie odmówić – zażartowałem, na co blondynka szturchnęła mnie łokciem i zaśmiała się.
- Głupek – przewróciła oczami i zaczerwieniła się. Bardzo słodko wygląda z rumieńcem.
*****
Po śniadaniu składającym się z lodów waniliowych, malinowych i czekoladowych oraz po zmienieniu przeze mnie tapety Belli na zdjęcie, które mi rano zrobiła, odwiozłem ją do domu, a sam pojechałem do Christiana. Christian to mój najlepszy kumpel, znamy się od lat i zawsze możemy na siebie liczyć. A teraz potrzebuję się komuś wygadać.
- Normalni ludzie zmieniają nastawienie do osoby z dnia na dzień? – zapytałem, siadając na fotelu w pokoju Chrisa.
- Zależy. Sądzę, że czasem tak – odparł. – A o co chodzi?
Opowiedziałem mu jak poznałem Bellę, to co się ostatnio działo i jak to się stało, że u mnie spała.
- Nieźle, stary. Ale nie potrafię zrozumieć, czemu po prostu jej nie odwiozłeś do domu, przecież poradziłaby sobie. A ty zadałeś sobie trud, dania jej ubrań, przenocowania i w dodatku nie zabiłeś jej jak obudziła cię o siódmej rano. Jak? – spytał zdezorientowany.
Jednak ja sam również nie umiałem odpowiedzieć na jego pytanie. Gdyby jakakolwiek inna laska była u mnie tak długo, nawet nie pomyślałbym o tym, żeby odwieźć ją do domu, a tym bardziej przenocować u mnie, gdyby ktokolwiek inny mnie obudził tak wcześnie, nawrzeszczałbym na niego i poszedł dalej spać. Bella ma na mnie duży wpływ. Przy niej jestem inny.
- Oj, naprawdę nieźle, Bieber. Wpadłeś po uszy – powiedział, kiedy przez dłuższą chwilę nic nie mówiłem. – Ona ci się podoba!
- Nie może mi się podobać, ona mnie nie lubi. Mówiłem ci, że jak mnie pierwszy raz zobaczyła, to na mnie nawrzeszczała.
- Zaproś ją na randkę. Do kina czy coś...
- Kino to zły pomysł, ani pogadać, ani w spokoju posiedzieć. Przecież nie mogę tak sobie po prostu pójść tylko z nią do kina, musiałoby być ze mną z pięciu ochroniarzy – odparłem.
- To pójdźcie do ciebie. Przecież masz salkę kinową. Ugotuj coś, będzie pod wrażeniem, jeśli jej coś sam przyrządzisz.
- Okej, pomyślę o tym. Zwijam się, dzięki stary – pożegnałem się z nim i wyszedłem.
Po powrocie o domu zdecydowałem się i wybrałem numer Belli.
- Halo? – odebrała.
- Hej. Eee... bo ja chciałem zapytać ,czy ty byś chciała może ze mną... Yyy... Jeśli tylko chcesz, to może ze mną... – jąkałem się przy każdym słowie.
Chyba jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Nigdy w życiu nie brakowało mi słów, jak zapraszałem dziewczynę na randkę.
- Z chęcią się z tobą spotkam – uprościła mi zadanie. – Dzisiaj?
- Jasne, przyjadę po ciebie o szesnastej, w porządku? – odzyskałem pewność siebie.
- Świetnie, do zobaczenia.

- Do zobaczenia – powiedziałem i rozłączyłem się. 

_________________
Wybaczcie mi, błagam, tę prawie dwumiesięczną przerwę. Ale mam nadzieję, że najdłuższy w historii tego bloga rozdział choć trochę Wam to wynagrodzi :) 
Wakacje, wakacje, wakacje. Myślałam, że będę miała więcej czasu, że będzie więcej rozdziałów, a tu nie jestem pewna czy kolejny pojawi się do końca sierpnia, bo choć mam plan, ciężko mi ostatnio złapać wenę, aczkolwiek obiecuję, że dodam najszybciej jak tylko będę mogła. 
Z tego rozdziału nie jestem do końca zadowolona, bo nic takiego się właściwie nie wydarzyło, ale mam nadzieję, że nie jest tak tragicznie i że w następnym akcja się choć odrobinę rozwinie :) 
Jeśli Wam się podoba, to komentujcie, proszę, to dla mnie naprawdę duża motywacja, bo jak widzę niewiele komentarzy, to nawet nie chce mi się pisać, bo dla kogo? 
Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, zapraszam do zakładki po lewej stronie. 
Macie może tumblra? Jak tak, to zostawcie w komentarzu adres, z chęcią zaobserwuję :) 
A i jeszcze jedna sprawa! Podoba Wam się wygląd bloga? Czy powinnam zmienić? Odpowiedzcie w komentarzach :* 
Kocham, do następnego :* 

7 czerwca 2014

Rozdział 6. "Musze wygladac zajebiscie seksownie"

Bella
                Po raz kolejny wybrałam numer Ryana i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Ciągle miał wyłączony telefon. W takim razie zadzwoniłam do Maggie. Muszę przecież opowiedzieć jej o wczorajszym wieczorze. Chyba by mnie zabiła, jakby ktoś przed nią dowiedział się, że był u mnie Justin.
                - Hej Bells – powitała mnie swoim radosnym głosem.
                - Za piętnaście minut u ciebie będę, okej laska? – zapytałam.
                - Jest dopiero 10, a ja...
                - A jak ci powiem, że widziałam się wczoraj z Justinem? – przerwałam jej, na co ona cicho pisnęła.
                - Piętnaście minut i ani sekundy dłużej – zagroziła.
                Zastanawiałam się tylko czy powiedzieć jej o wszystkim, co się wczoraj działo. Mag to moja najlepsza przyjaciółka, ale jest bardzo emocjonalna, więc zaraz zaczęłaby mówić, że Justin to mój książę na białym rumaku.
                Poszłam do garderoby i granatowe, krótkie spodenki i duży biały T-shirt zamieniłam na czarne rurki i bordową bluzkę z dekoltem w serek. Na stopy wsunęłam szare trampki. Chwyciłam torebkę, przełożyłam ją sobie przez ramię i zeszłam na dół. Zaglądnęłam do salonu, gdzie siedziała moja mama.
                - Isabello, wychodzisz? – zapytała odwracając głowę w moją stronę.
                - Tak, idę do Maggie.
                Nie cierpię jak ktoś zwraca się do mnie pełnym imieniem. Wolę już samo: „Bello”.
                - W porządku, ale czekaj jeszcze chwilkę. Co to był za chłopiec, któremu otworzyłam wczoraj drzwi? – a już myślałam, że nie wspomni o wczorajszej wizycie Justina. – Skąd mogę go kojarzyć? Wydawał mi się jakiś znajomy.
                - To Justin Bieber, mamo. I uprzedzając twoje kolejne pytanie: poznała go Maggie i mi przedstawiła. Przyszedł wczoraj, bo usłyszał jak śpiewam i uznał, że pomoże mi się wybić w świecie show-biznesu.
                - Zaproś go dzisiaj, sama z chęcią poznam Justina – uśmiechnęła się.
                Boże, moja mama chce poznać Biebera? Czy ona nie wie, dlaczego Carmelity już z nami nie ma? Westchnęłam, ale zgodziłam się i wyszłam z domu.
Justin
                Obudziło mnie słońce wpadające do pokoju przez niezasłonięte rolety. Zerknąłem na zegar elektroniczny stojący na szafce przy moim łóżku. Dziesiąta dwadzieścia cztery. Ziewnąłem i przeciągnąłem się. Chwyciłem swojego iPhona i zobaczyłem jedno nieodebrane połączenie. Kto mógł dzwonić do mnie tak wcześnie? Numer nie był zapisany w moich kontaktach (chociaż może był... czasem same mi się usuwają), więc uznałem, że jeśli ktoś będzie coś ode mnie chciał, to zadzwoni jeszcze raz. I jak na zawołanie wyświetliło się połączenie.
                - Halo? – odebrałem, jeszcze troche zaspanym głosem.
                - Justin? – zapytał dziewczęcy głos w telefonie. – Tu Bella. Obudziłam cię?
                Uśmiechnąłem się, choć wiedziałem, że tego nie zobaczy.
                - Nie, przed chwilą wstałem.
                - O, to świetnie. Słuchaj, bo jest taka sprawa. Po pierwsze twoja bluza, a po drugie wykrakałam i moja mama chce cię poznać. Ale nie bój się, chodzi jej tylko o to, że jesteś taką gwiazdą, bo wiesz, ona jednak uczy tego śpiewu i podziwia twój głos, jego zmianę i w ogóle. No ale co ja ci będę  tłumaczyć, jak przyjedziesz, to z nią pogadasz. To na którą możesz być?
                Ta dziewczyna to ma gadane. Raz jest wredna, każe mi spieprzać, a następnym razem jest miła, urocza i nieśmiała. A potem jeszcze jest pewna siebie i zabawna. Co ona jest bipolarna?
                - Po południu? Pasuje ci piętnasta? – spytałem, śmiejąc się sam do siebie z moich przemyśleń.
                - Będzie świetnie, to do zobaczenia. Pa – rozłączyła się, nie dając mi szansy na odpowiedź.
*****
                Trzasnąłem drzwiami od mojego czarnego Fiskera Karmy. O dziwo nie jechał za mną żaden paparazzi. „Śledził” mnie jedynie Kenny. Skinąłem na niego głową, a on zaparkował tuż za moim autem. Nałożyłem kaptur na głowę, okulary na nos i ruszyłem w stronę domu Belli.
                Stojąc przed drzwiami, podciągnąłem spodnie i zapukałem. Usłyszałem słodki głos Belli: „Ja otworzę mamo!”   
                - Hej Justin – blondynka uśmiechnęła się do mnie, zapraszając do środka.
                - Hej – odpowiedziałem jej tym samym.
Bella
                Położyłam torbę na łóżku i związałam włosy w niedbałego koka. Nie przebrałam się, było mi wygodnie, choć zdecydowanie wolałabym szorty i krótki rękawek, bo na dworze – gorąco. Jestem zbyt leniwa. Może potem zmienię strój. Miałam jeszcze trochę czasu do przyjazdu Justina, więc spojrzałam na mój regał z książkami. Jeździłam wzrokiem, po czytanych przeze mnie kilkakrotnie lekturach. W końcu zauważyłam mój stary pamiętnik. Nie pisałam w nim nic już chyba ze 3 lata... Chwyciłam go w rękę i usiadłam na fotelu.
Pamiętniczku!
Ciągle myślę o Carmel... Tęsknię za nią, przecież byłyśmy tak blisko. Pamiętam jak w piąte urodziny niosła tort i upadła i miała w nim całą twarz. Jeżeli kiedykolwiek spotkam tego pajaca Biebera, to obiecuję, że go zabiję. No może nie zabiję, ale nienawidzę go. To przez ten jego pieprzony koncert Carmel tu nie ma. Gdyby tam nie poszła, nic by się nie stało. Gdyby nie próbowała się wkraść za kulisy, wracałaby wcześniej, może wszystko byłoby w porządku. Nie mogę uwierzyć, że policja nie ma żadnych śladów. Nie mają pojęcia co się z nią stało. Przecież to niemożliwe, żeby ot tak zniknęła, wyparowała. Była moją i Maggie najlepszą przyjaciółką. Całe życie spędziłyśmy razem. Ale ja się nie wierzę, że nie żyje, choć policja ma takie podejrzenia. Carmelita Milagros Guerrier żyje. Jestem tego pewna. Może to jakaś taka nasza więź, ale ja wiem, że żyje...
Spojrzałam na sufit i przymknęłam powieki, nie dając słonym kroplom wylecieć z moich oczu. Zerknęłam na moje nadgarstki. Na lewym tatuaż „Stay”, a na prawym „Strong”. Wracając do rzeczywistości, napotkałam zagubione dwa i pół roku temu łzy. Odrzuciłam je w dal, odłożyłam pamiętnik i poszłam do garderoby.
Wyjęłam krótkie,błękitne spodenki i szarą koszulkę na grubych ramiączkach z napisem „HATERS”. Chyba jednak wysoka temperatura ze mną wygrywa. Poprawiłam odrobinę makijaż i zeszłam do kuchni, gdzie mama stała przy kuchence. W całym domu pachniało curry. Ryż z tą przyprawą i kurczakiem w wydaniu mojej mamy to po prostu niebo w gębie. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zapytałam:
- Z jakiej okazji robisz moje ulubione danie?
- W końcu mamy dzisiaj gościa.
- Wiem, wiem. Tylko proszę cię, nie przepytuj go, będzie się czuł nieswojo. Właśnie! Ja mam siedzieć z wami czy wolisz go poznać w cztery oczy?
Zaśmiałam się. Moja mama będzie rozmawiała z Justinem Bieberem. Pewnie, gdyby jej to ktoś powiedział miesiąc temu, to by nie uwierzyła.
- Zostań z nami – zobaczyłam światełko w jej oczach. – Może razem coś zdziałamy, hm?
- Mamo, błagam. Wiesz, że nie potrzebuję pomocy, ja dam sobie radę sama – powiedziałam stanowczo.
- Jesteś uparta jak osioł, Bello.
Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni i zobaczyłam jedną nieprzeczytaną wiadomość.
Ryan: Możemy pogadać? Jestem w skateparku.
Szybko odpisałam, że za pięć minut będę i mówiąc mamie, że wychodzę na chwile, włożyłam na stopy szare trampki.                                
                *****
                Dopiero kiedy zobaczyłam Ryana, siedzącego na ławce z papierosem w ręku, zaczęłam się martwić. Od kiedy on pali? Podeszłam do niego powoli.
                - Cieszę się, że przyszłaś – uśmiechnął się patrząc mi w oczy i wypuścił dym z ust.
                - Czemu palisz? – zapytałam wprost.
 Nie będę ukrywać, że mnie to bardzo zdziwiło. Nigdy go nie widziałam z fajkami, nie pił, nie brał narkotyków.
- Spoko, królewno. To tylko jeden, Brad mi go dał.
                Przełknęłam głośno ślinę. Mam nadzieję.
- O czym chciałeś pogadać, Ryan? – spytałam.
- Bells... Kim jest dla ciebie ten chłopak, który wczoraj u ciebie był? Co z nim robiłaś? Podoba ci się? – obrzucił mnie pytaniami. On myśli, że ma prawo mnie kontrolować?
- To znajomy Maggie. Oglądaliśmy film. Nie, nie podoba mi się – odpowiedziałam, wzdychając. Chociaż właściwie jest całkiem przystojny.
- Więc skoro to znajomy Maggie, to czemu spotkał się z tobą?
- Ryan, błagam cię. To Justin Bieber, Maggie sądziła, że będę chciała z nim zaśpiewać albo coś podobnego i że się wybije, a wiesz, że ja lubię robić wszystko sama. Nie martw się, to nikt taki.
- Czyli rozumiem, że wszystko mu wczoraj wyjaśniłaś i nie zobaczycie się więcej? – uniósł brwi do góry i zaciągnął się papierosem.
- Ryan, nie przesadzaj, okej? Mam prawo się widywać z kim tylko chcę.
- Nie. Albo będziesz się ze mną i nie będziesz się zadawała z żadnym innym chłopakiem, albo leć sobie do tego Biebera – powiedział, wyciągając z kieszeni szlugi.
- Okłamuj mnie dalej, a na pewno zostanę tu i będę patrzyła jak palisz – nasza rozmowa nie szła w dobrym kierunku.
- Jak ci coś nie pasuje, to mnie zostaw. Proste.
- To pa, Ryan – uśmiechnęłam się złośliwie i pewnym krokiem wróciłam do swojego domu.
*****
Przymknęłam oczy, nie dając wylecieć łzom złości. Nie wiem co się stało z Ryanem, nigdy, przenigdy się tak nie zachowywał. Naprawdę nie mam pojęcia, co mu odbiło. Uśmiechnęłam się i otworzyłam drzwi od mojego mieszkania.
Justin
Siedziałem przy stole w kuchni Belli, czekając aż jej mama przyniesie mi obiad. Trzy razy powiedziałem, że już jadłem ale ona nalegała, żeby nałożyć mi choć odrobinę. Chyba nie przyjęłaby odmowy. Bella poszła do łazienki, w której siedziała już dwadzieścia minut, nie wiem, co dziewczyny tyle robią.
Kiedy wróciła, posiłek był już na talerzach, mama Belli nalewała właśnie soku do dzbanka. Bella nie miała na sobie ani grama makijażu i wyglądała wspaniale. Miała piękną cerę i cudowne, długie, czarne rzęsy. Jej brązowe oczy były podpuchnięte i zaczerwienione. Płakała?
- Przepraszam, że tak długo – uśmiechnęła się i usiadła obok mnie przy stole.
Po posiłku, w trakcie którego jej mama dużo pytała o moje życie, Bella poszła do swojego pokoju, bo kiedy jedliśmy jej telefon dzwonił chyba ze dwanaście razy, a ja i jej mama do salonu.
Bella
- Czego chcesz? – warknęłam do telefonu.
- Bella, proszę spotkajmy się. Błagam, muszę z tobą porozmawiać – powiedział cicho Ryan.
- Nie będę z tobą gadać, nie mamy o czym.
- Bells, księżniczko, proszę, to dla mnie naprawdę ważne.
- Teraz jestem zajęta. O osiemnastej w parku?
- W porządku.
Rozłączyłam się i poprawiając włosy, poszłam do garderoby. Muszę się przebrać, wyglądam zbyt zwyczajnie. Ryanowi na mój widok musi opaść szczęka.
Chyba po półgodzinie przebierania się, usłyszałam pukanie do drzwi.
- Przeszkadzam? – zapytał Justin, kiedy mu otworzyłam.
- Nie, właśnie szukam ubrań. Zapraszam.
- Mogę ci pomóc.
- Muszę wyglądać zajebiście seksownie, ale nie dziwkowato – zaśmiałam się. – Bo wiesz mogłabym włożyć spódniczkę, nie zakrywającą tyłka i koszulkę odkrywającą cycki, ale to nie w moim stylu.
- Żaden problem – uśmiechnął się szaleńczo i zanurkował między moimi pułkami i wieszakami.
Po chwili pokazał mi króciutkie, czarne spodenki i dżinsowy bralet oraz czarne szpilki. Oniemiałam. Od kiedy mężczyźni mają taki gust? Przebrałam się w łazience, maznęłam rzęsy tuszem, a usta pomalowałam krwistoczerwoną szminką. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i wyszłam z pokoju.  
- Wow, wyglądasz olśniewająco – powiedział Justin.
- Dziękuję. Może pójdziesz za mną do parku? Muszę się odgryźć na Ryanie.
- Jeśli jesteś pewna, że tego chcesz to z chęcią – uśmiechnął się łobuzersko i ruszył za mną do drzwi. 

......................................................................................................
Przepraszam, że znowu mnie nie było ponad miesiąc, ale byłam na wycieczce w Hiszpanii i troche mi to zawaliło plany co do rozdziału, poza tym pewnie sami wiecie - koniec roku, starania o najlepsze oceny itd. dużo nauki jeszcze przede mną bo trzy sprawdziany w przyszłym tygodniu. 
Ale rozdział jest dłuższy niż poprzednie, mam nadzieję, że to Wam trochę wynagrodzi moją nieobecność. 
KAŻDEGO PROSZĘ O KOMENTARZ, to dla mnie naprawdę ważne. :* buziaki <3 

25 kwietnia 2014

Rozdział 5. "Jak można nie znać języka miłości?"

Bella   (widzimy historię z jej strony)
                - Kto to? – zapytał Justin siedząc obok mnie na kanapie. To słodkie, że się tak o mnie troszczył. Wcale tak nie pomyślałam.
                - To Nathan. Uczeń mojej mamy – powiedziałam, ale Justin chyba nie do końca zrozumiał. – Mama uczy śpiewu i gry na pianinie. Dzisiaj musiała wyjść wcześniej, bo szła na jakiś bankiet z ojcem i...
                - To ona otworzyła mi drzwi.  Zapukałam, a ona właśnie wychodziła. Powiedziałem tylko, że przyszedłem do ciebie, a twoja mama uśmiechnęła się i uznała, że powinnaś być w pokoju na końcu korytarza po lewej.
                - Tak, to taka moja pracownia. Tam tworzę.
                - Bello, może chciałabyś coś dla mnie zaśpiewać i zagrać? Albo chociaż zagrać? – spytał nieśmiało.
                - W sumie, to mogę – powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
                Byłam obdarzona czymś, o czym każdy wokalista marzył. Prawie nigdy się nie stresowałam. Startowałam w każdym konkursie szkolnym od siódmego roku życia, więc przyzwyczaiłam się już do śpiewania przed publicznością.
                Usiadłam przy pianinie, włosy zarzuciłam na plecy i wzięłam swoją teczkę w dłonie.
                - Bella Guerrier… - miał świetny francuski akcent. – Wojowniczka.
                - Znasz francuski?
                - Jak można nie znać języka miłości?
                Przewróciłam teatralnie oczami i otworzyłam teczkę. Przejrzałam wszystkie piosenki, które tam miałam i uznałam, że jest tam tylko moja twórczość.
                - Poczekasz chwilę? – zapytałam. – To zła teczka, druga jest u mnie w pokoju. Zaraz wracam.
                Justin kiwnął głową, a ja poszłam do pokoju. Przecież nie będę się tak otwierać, żeby grać mu moją piosenkę. Teksty i nuty twórczości gwiazd, znanych bardziej lub mniej, trzymam u siebie. Kiedy wróciłam do Justina, ten grzebał w moich piosenkach. Szybko wyrwałam mu je z rąk.
                - Oszalałeś? – krzyknęłam. – To prywatne.
                - Przepraszam, nie wiedziałem. To naprawdę niezłe.
                - Wiem, ale prywatne, jasne? Nie zaglądaj tam – poprosiłam, już trochę uspokojona.
                - Dobrze, wybacz mi Bello.
                - Nie zwracaj się do mnie „Bello”, proszę cię.
                - Isabella pochodzi z hiszpańskiego, prawda? – spytał Justin. Skinęłam głową. – Więc masz hiszpańskie imię, francuskie nazwisko i mieszkasz w USA?
                - Tak, to bardzo romantyczna historia. Moja babcia pochodziła z Hiszpanii, ale często jeździła do Francji, bo jej matka była z pochodzenia francuską. Spotkała tam mojego dziadka, zakochała się i przeprowadziła do miasta miłości. Urodził się tam mój tata, żył sobie spokojnie i był już zaręczony, ale moja mama, początkująca nauczycielka śpiewu pojechała ze swoją uczennicą do Paryża na jej występ, który był organizowany przez tatę. Mama kompletnie zawróciła mu w głowie, więc wyjechali razem do USA.
                - Formidable* – odpowiedział Justin.
                - Oui** – zgodziłam się. – To naprawdę wspaniałe.
                Justin naprawdę zaskoczył mnie znajomością francuskiego, gdyż właśnie w tym języku rozmawialiśmy przez następne pół godziny. Maggie mówiła mi kiedyś, że Justin nagrał coś po francusku, ale nie podejrzewałam, że go zna. Mój tata jest francuzem, mama zna francuski, więc nauczenie się go, nie sprawiło mi większych trudności. Nigdy nie miałam trudności z nauką czegokolwiek, tym bardziej języków obcych. Szkołę skończyłam z wyróżnieniem. Zawsze byłam pilną uczennicą, typową. Nosiłam elegancie, drogie ubrania, często buty na obcasie. Do czasu... No, mniejsza o to co się wydarzyło, w każdym razie zmieniłam się całkowicie. Zamiast koszul i spódnic, zaczęłam ubierać poszarpane T-shirty, czarne rurki, miałam ich chyba osiem par w szafie. Czerwone usta i kreski stały się codziennością, a włosy z pięknego brązu stały się blond. Ale nie żałuję, taką lubię siebie bardziej. Tak Bells, okłamuj się.
                Zagrałam Justinowi piosenkę Rihanny, a szatyn znowu nie mógł przestać podziwiać mojego głosu. Wcale nie jestem aż tak dobra, umiem śpiewać i grać, no może lepiej niż przeciętniak, ale nie przesadzajmy.
                Wróciliśmy do salonu, usiedliśmy na kanapie i włączyłam jakąś komedie. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc poszłam otworzyć. To niemożliwe, żeby to byli rodzice, bo było dopiero kilkanaście minut po dziewiętnastej.
                - Hej, Bells. Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że przyszedłem – powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Ryan. – Maggie mi napisała, że jesteś sama w domu, więc uznałem, że wpadnę, dotrzymam ci towarzystwa.
                - Ryan, ale ja nie jestem sama...
                - Wiem, że Max też jest, ale chyba możemy spędzić więcej czasu razem? – wszedł do domu i zaczął wyjmować z torby płyty DVD.
                - Ryan, jest u mnie kolega.
                - Jaki kolega, jeśli mogę wiedzieć? – wyczułam zdenerwowanie w jego głosie
                - Justin. Ten, który wpadł na mnie w skateparku, pamiętasz?
                - Tak, doskonale. To bawcie się dobrze, pa.
                Wyszedł i trzasnął drzwiami. Ryan był kochany, ale strasznie zazdrosny.  Będę musiała z nim poważnie pogadać. I to nie tylko o jego zazdrości, ale też o naszym związku. Nie wiem co z nami będzie, bo ja go kocham, ale nie jestem pewna czy jestem w stanie pokochać go bardziej niż przyjaciela.
                Wróciłam do Justina i powiedziałam mu co się stało.
                - Czyli to twój przyjaciel, który kiedyś ci się podobał i teraz ty się podobasz mu i chce z tobą być, ale ty nie jesteś pewna swoich uczuć? – upewnił się.
                - No tak jakby, z resztą nieważne. Przepraszam, że zawracam głowę, wróćmy do filmu.
                Czemu ja mu to powiedziałam? Przecież ja go prawie nie znam. Co ja robię? Muszę jak najszybciej skończyć tą znajomość. Przy Justinie staję się inna.
                - Moim zdaniem powinnaś mu to wytłumaczyć, ale jak nie chcesz, to nie musimy o tym rozmawiać – powiedział i uśmiechnął się.
                Westchnęłam i do końca filmu siedziałam zamyślona. Nawet nie wiedziałam co oglądaliśmy.
                Przeciągnęłam się i rozejrzałam dookoła, obudzona dźwiękiem kluczy w drzwiach. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Była już północ, a Justin spał obok mnie na kanapie.
                - Justin, wstawaj! – krzyknęłam, szepcząc. – Idź na górę, pierwsze drzwi po prawej.
                Chłopak zaspany wziął swój telefon i popędził po schodach. Na szczęście moje klucze były w zamku, więc rodzice nie mogli wejść.
                - Już otwieram!
                Patrząc czy żadna z rzeczy, która jest na stoliku, nie należy do Justina, otworzyłam mamie i tacie.
                - Przepraszam, zasnęłam oglądając film. Jak się bawiliście? – zapytałam, jakby nigdy nic.
                - Nieźle – odpowiedziała mama. – Może idź do łóżka?
                Kiwnęłam głową i poszłam do siebie. Co ja teraz zrobię z Justinem? Nie może wyjść, bo rodzice usłyszą. Nie wypuszczę go przez okno, bo to zbyt niebezpieczne. To niby tylko pierwsze piętro, ale przecież jeśli spadnie i coś sobie zrobi, nie będę w stanie zejść na dół i pomóc Justinowi, nie budząc przy tym rodziców ani Maxa.
                Weszłam do siebie, zamykając drzwi. Justin siedział na moim łóżku, przyglądając się wnętrzu. Zapatrzył się na półkę z płytami. Miałam niezłą kolekcję.
                - Rozumiem, że twoi rodzice nie wiedzą, że u ciebie jestem – popatrzył na mnie Justin, mówiąc dalej. – Nie wiedziałem, że moje przyjście sprawi jakieś problemy.
                - Nie, to nie tak, że to problem, było całkiem miło, poza tym uratowałeś mi życie. No, może nie życie, ale rozumiesz – zaśmiałam się, zakładając kosmyk włosów za ucho. – I wiedzą, przecież mama ci otwierała. Tylko ona nie jest zbyt ciepło nastawiona do chłopców, kręcących się wokół jej córeczki. Jedyny, którego toleruje to Ryan, ponieważ jego rodzice przyjaźnią się z moimi. Aż się zdziwiłam, że wpuściła cię bez żadnych zbędnych pytań.
                - W porządku. Nie dziwię się jej – pokazał mi swój zadziorny uśmiech. – Też bym trzymał taką śliczność z daleka od złych chłopców.
                Zarumieniłam się lekko. Od kiedy ja się rumienię?
                Justin to dopiero ma wahania nastroju. Raz jest uprzejmy i mówi do mnie „Bello”, jak dżentelmen, a teraz ze mną flirtuje? Mniejsza o to.
                - Wiesz chyba będziesz musiał tu chwile poczekać, moi rodzice powinni pójść zaraz spać.
                - Żaden problem.

                *****

Justin
                Wyszedłem z domu Belli i ruszyłem w stronę swojego samochodu. Usiadłem za kierownicą, poprawiłem włosy w lusterku i odpaliłem silnik.
                Kiedy stanąłem na podjeździe i zamknąłem drzwi, odezwał się mój telefon.
                - Justin, zostawiłeś u mnie swoją bluzę – powiedziała obojętnym tonem Bella.
                - Jutro przyjadę ją odebrać dobrze? – zapytałem.
                - W porządku. Do jutra.


                Do jutra.
________________
*  Formidable – cudownie
** Oui – tak 

Okej to tak: baaaaaaaaaaardzo przepraszam 4 miesięczną przerwę i w dodatku rozdział nie jest najdłuższy i najlepszy, ale wracam :) Nie pisałam z powodu szkoły, problemów w domu i innych problemów,  ale nie będę sie Wam tu użalać XD teraz już mi się troche poukładało i będę pisać regularnie a w każdym razie postaram sie <3 jeśli widzicie ten rozdział czyli nie przestaliście tu zaglądać i podoba Wam sie to co piszę to może moglibyście w jakiś sposób polecić albo zareklamować mojego bloga? 


KAŻDEGO KTO PRZECZYTA TEN ROZDZIAŁ PROSZĘ O KOMENTARZ, NAWET JEŚLI MIAŁABY TO BYĆ ZWYKŁA KROPKA. 

27 grudnia 2013

Rozdział 4. "Czy wegetariańskie jedzenie jest smaczne?"

Położyłam się na turkusowej pościeli na moim łóżku. Obok mnie właśnie myła się Irys. Gnębiła mnie ta sprawa z Ryanem. Podobał mi się, od kiedy tylko się poznaliśmy przez jakieś dwa lata. Potem uznałam, przy małej pomocy Maggie i Maxa, że to tylko zauroczenie. Sama nie wiem czy to była prawda, ale zaczęłam w to wierzyć i czułam do niego jedynie przyjacielską miłość. Kiedy mnie pocałował, coś we mnie pękło. Z jednej strony chciałam tego pocałunku, a z drugiej miałam nadzieję, że po prostu zniknie z mojej pamięci. Chciałabym móc cofnąć czas i do tego nie dopuścić. Chociaż, to było bardzo przyjemne. No, przez tę chwilę, kiedy byłam zbyt zaskoczona, żeby zareagować.
A co jeśli, to wyszło z jego porywczości, a ja głupia się nakręcam, że on coś do mnie czuje? Od jakiś sześciu miesięcy Ryan nie ma dziewczyny. Może po prostu potrzebuje bliskości drugiej osoby? Muszę się do niego wybrać. Chwyciłam swoją torebkę i klucze od samochodu. Wsiadłam do mojego kanarkowego porsche i ruszyłam. Ryan nie mieszkał daleko, ale nie miałam czasu, żeby iść. Kiedy wracałam pieszo, myślałam zbyt dużo. Gdybym teraz też szła, to po prostu zrezygnowałabym z mojego postanowienia. Włączyłam radio, zrobiłam głośniej i śpiewałam. Zawsze tak robiłam, gdy chciałam zająć czymś umysł.
Wysiadłam z auta i ruszyłam do drzwi od domu mojego przyjaciela. Ryan mieszkał w niewielkim, jednopiętrowym domku. Miał wspaniały ogród, o który dbała jego matka. Uwielbiała sadzić i podlewać kwiaty. Kochała wszystko, co było związane z roślinami. Zapukałam, ale nikt nie otwierał, zadzwoniłam - również nic. Nacisnęłam delikatnie klamkę z nadzieją, że będzie otwarte.  Udało mi się i weszłam do środka. Od razu skierowałam się w stronę pokoju Ryana.
Tylko, co ja mu teraz powiem? Przecież nie mogę do niego wbić i zachowywać się jakby się nic nie stało. Kiedy znajdowałam się na schodach, Ryan nagle wyszedł i spojrzał na mnie przerażony.
- Co ty tu robisz? – zapytał.
- Yy... Ryan ja... Chciałam cię przeprosić – powiedziałam i podeszłam do niego. Stanęłam dużo bliżej niż zwykle. Dużo bliżej niż powinnam.
Ryan przełknął głośno ślinę. Zawsze tak robił, kiedy był speszony.
- Bella, nie przepraszaj, nie masz, za co. Zapomnij o tym.
- Nie, ja zareagowałam zbyt pośpiesznie. Byłam... zaskoczona. – Położyłam swoje dłonie na jego karku, odgarniając dredy i cmoknęłam go w policzek. – Ale masz rację. Zapomnijmy o tym, że uciekłam.
Uśmiechnęłam się i złożyłam czuły pocałunek na jego ustach, który on natychmiast łapczywie i namiętnie odwzajemnił. Odsunęłam się od niego delikatnie, ale stanowczo – żeby zrozumiał, że nie ma mnie tak całować, a na pewno nie teraz.
- Wybacz – szepnął.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam. Ale nie rób tak więcej. 
~*~
Wróciłam do domu, uśmiechając się. Nie mam pojęcia, co mnie tak cieszyło. Nie wiem czy naprawdę chciałam być z Ryanem, ale uznałam, że spróbować nie zaszkodzi. Zegar wiszący nad biurkiem wskazywał godzinę piętnastą trzydzieści. Przebrałam się w luźniejsze ciuchy i usiadłam na łóżku.
Zaczęłam pisać ostatnio piosenkę, miałam fantastyczny pomysł oraz wenę, ale oczywiście musiała zadzwonić mama, każąc mi pójść do sklepu. Rzuciłam, więc wszystko na fortepian i wyszłam. Teraz, nie muszę nic robić, więc chyba mogę się zamknąć sama w moim „studiu”. Chowając telefon do kieszeni moich szarych dresów ze ściągaczami przy kostce, zeszłam po schodach do kuchni. Wzięłam w dłoń jabłko i poszłam do „studia”. Miałam tam mój fortepian, gitarę i perkusję oraz miejsce, w którym nagrywałam swoje piosenki. Tylko tam mogłam być całkowicie sobą.  Jak byłam mała przychodziłam tu z mamą, która uczyła mnie grać. Od momentu, w którym uznała, że nie jest w stanie niczego więcej mnie nauczyć, bo staję się lepsza niż ona, nie pozwalałam nikomu to wchodzić. Było to moje królestwo, w którym mogłam spokojnie komponować.
Usiadłam przy fortepianie i zerknęłam w moje kilkudniowe zapiski. Przeanalizowałam tych pięć, znajdujących się tam, wersów. Wprowadziłam drobne poprawki i grając melodię, do której usiłowałam stworzyć tekst, zaśpiewałam to, co już miałam. Po chwili wzięłam ołówek do ręki napisałam kilka słów, które zaraz zmieniłam.
Poczułam w kieszeni wibracje. Westchnęłam i popatrzyłam na ekran telefonu. „Mama”.
- Tak? – odebrałam.
- Bells, jesteś w domu? – zapytała moja rodzicielka. Wydawała się zaniepokojona.
- Tak, a co? Coś się dzieje?
- Nie. Wszystko w porządku. Tylko odwołaj proszę mojego jutrzejszego ucznia. Powiedz, że się z nim skontaktujemy, okej?
- Dobrze, nie ma problemu. Ale, o co chodzi? – spytałam.
- Nic, naprawdę. Wychodzę jutro z tatą na jakieś spotkanie biznesowe z jego pracy, chce się po prostu przygotować – uspokoiła mnie. Chyba jestem zbyt strachliwa.
- Rozumiem. Na którą to spotkanie?
- Na dwudziestą. Za jakieś dwie godziny powinnam być w domu – powiedziała i rozłączyła się.
Poszłam do salonu i wzięłam w ręce kalendarz mamy. Na jutro ma zapisanego Nathana Sparksa. Chwilka... Czy to ten słodki blondyn? Że też musi go odwoływać. Lubię jej pomagać go uczyć. Tak uroczo się rumieni, kiedy się pomyli. No, ale trudno. Wybrałam jego numer i zadzwoniłam.
- Halo? – odebrał Nathan.
- Witam. Z tej strony Bella, jestem córką Jessici. Niestety muszę odwołać twoją jutrzejszą lekcję, moja matka nie może jutro spotkać. Zadzwonimy do ciebie później.
- Em... A może ty mogłabyś mnie pouczyć? Tak wyjątkowo – poprosił.
- Jasne, nie ma problemu. Więc jutro o szesnastej tak?
- Tak. Do zobaczenia.
- Pa – powiedziałam i rozłączyłam się.
Może i nie powinnam się z nim, powiedzmy, umawiać, ale to tylko nauka. Nic więcej, a przecież to nic złego myśleć, że jest słodki. W końcu jest. Napisałam mamie SMS, informując ją o tym, że będę prowadziła jej jutrzejszą lekcję i wróciłam do „studia”.
~*~
Uznałam, że moje pomalowane na perłowo paznokcie są już suche i wzięłam telefon do ręki. Justin właśnie zapytał czy jestem dzisiaj o osiemnastej w domu, bo chciałby przyjechać. Odpisałam, że powinnam być już wolna i schowałam komórkę do kieszeni. Szybko ubrałam przygotowane wcześniej rurki w biało-czarne pionowe paski i szarąkoszulkę z kotem. Na trzynastą byłam umówiona z Ryanem na lunch w wegetariańskiej knajpce, o szesnastej miałam lekcję z Nathanem, a o osiemnastej przyjeżdżał Justin. Zapowiadał się ciekawy dzień.
Wzięłam swoją ciemną torebkę na długim pasku i poszłam do garażu. Siedząc na miejscu kierowcy, pomalowałam usta czerwoną szminką, nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne, zapięłam pas i ruszyłam.
Wczoraj przed snem myślałam, jak będzie wyglądało moje dzisiejsze spotkanie z Ryanem. Pocałować go na powitanie? W policzek czy w usta? Cmoknąć czy zagłębić się w pocałunku? Zapłaci za mój lunch czy mam to zrobić sama? Czy wegetariańskie jedzenie jest smaczne? To niektóre z pytań, chodzących mi po głowie. Chyba pierwszy raz tak się stresowałam przed randką z chłopakiem. Bo to w końcu randka, tak?
Kiedy zaparkowałam na miejscu Sharon* i weszłam do środka restauracji, od razu zobaczyłam Ryana. Choć miał na sobie zwykły biały T-shirt i granatowe spodnie, to wyglądał olśniewająco. Moją twarz szybko rozjaśnił uśmiech i podeszłam do stolika, przy którym siedział. Wstał, przytulił mnie i cmoknął w policzek na powitanie. Odsunął krzesło, na którym usiadłam. Eh, dżentelmen.
- Co zjesz? – zapytał podając mi menu.
Wybrałam naleśniki z owocami. Sadziłam, że będą tu jedynie jakieś sałatki.
Po skończonym posiłku pojechaliśmy do parku na spacer, chociaż może to troche bez sensu, ale nie zostawiłabym Sharon przy tej knajpce. Poza tym, że się o nią bałam, musiałabym jeszcze po nią wracać. Potem pożegnaliśmy się krótkim pocałunkiem w usta i każde poszło w swoją stronę. Dobrze się z nim bawiłam, ale nie było to nic, czego nie moglibyśmy zrobić jako przyjaciele, choć może nie jesteśmy oficjalnie parą.
Kiedy wróciłam do domu, rzuciłam torbę na kanapę i biorąc banana, sama na niej usiadłam. Ledwo skończyłam jeść, a już usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam uśmiechniętego Nathana.
- Hej, wejdź. – Zaprosiłam go gestem ręki do środka.
~*~
Po skończonej lekcji ułożyłam swoje notatki na biurku mamy, pożegnałam się z Nathanem i poszłam do mojego „studia”. Chciałam wziąć stamtąd tekst gotowej już piosenki, którą wczoraj tworzyłam. Włożyłam kartkę do teczki z napisem „Własność Belli Guerrier”. Nagle ktoś objął mnie od tyłu.
- Nathan co ty robisz? – zapytałam zdezorientowana, obracając się.
- Cii, spokojnie – odparł, wpijając się w moje usta.
Zmieszana próbowałam go odepchnąć, ale był zbyt silny. Po chwili przycisnął mnie do ściany. Kto by pomyślał, że siedemnastolatek ma tyle siły. Właściwie nie mogłam się ruszyć, a Nathan włożył ręce pod moją koszulkę. Starałam mu się wyrwać, ale nie miałam jak. Spokojnie, nie panikuj. Zdarł ze mnie bluzkę i zaczął dotykać piersi. Stałam się krzyczeć, ale włożył mi coś w usta, nawet nie wiem co to było, ale nie byłam w stanie tego wypluć. Wydawałam jakieś dźwięki z mojego gardła, ale Nathan mnie uderzył.
- Siedź cicho – wyszeptał do mojego ucha, dotykając moich pośladków przez spodnie.
Ktoś zapukał cicho do drzwi (chyba na tyle cicho, że blondyn tego nie usłyszał) i wszedł do środka. Kiedy ujrzałam Justina od razu mi ulżyło. Chłopak szybko to podbiegł i odciągnął Nathana ode mnie. Pchnął go na ziemie i rzucił się na niego z pięściami.
- Justin, puść go – poprosiłam. Może i mu się to należało, ale nie chciałam, żeby Justin go bił.
Szatyn wstał i zlustrował mnie wzrokiem. No tak, stałam tak w staniku. Szybko się jednak opamiętał i podał mi swoją bluzę, którą natychmiast włożyłam.
Nathan leżał na ziemi i trzymał się za nos. Justin podciągnął go do góry za koszulkę.
- Wynoś się – krzyknął, a blondyn od razu wybiegł z pomieszczenia.
- Justin... Ja bardzo ci dziękuję – odrzekłam roztrzęsiona i uśmiechnęłam się słabo.
- Nie ma za co ślicznotko – wyszeptał i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, gdzie czułam się wyjątkowo bezpiecznie. – Nic ci nie zrobił?


- Nie, nic takiego – powiedziałam, wtuliłam się w niego i zaniosłam się szlochem.
__________
*Sharon - tak Bella nazywa swój samochód. 

Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać na rozdział :c Na początku - nie miałam weny. Kiedy wena była - nie było czasu. Tak to już u mnie jest :c no ale juz skończyłam <3 I proszę zagłosujcie w ankiecie po lewej :* 
Rozdział dedykowany dla Karolinki, KC <3 
jak Wam się podoba? Czekam na rozwinięte i twórcze opinie w komentarzach ;* 
Do następnego ;*