Położyłam się na
turkusowej pościeli na moim łóżku. Obok mnie właśnie myła się Irys. Gnębiła
mnie ta sprawa z Ryanem. Podobał mi się, od kiedy tylko się poznaliśmy przez
jakieś dwa lata. Potem uznałam, przy małej pomocy Maggie i Maxa, że to tylko
zauroczenie. Sama nie wiem czy to była prawda, ale zaczęłam w to wierzyć i
czułam do niego jedynie przyjacielską miłość. Kiedy mnie pocałował, coś we mnie
pękło. Z jednej strony chciałam tego pocałunku, a z drugiej miałam nadzieję, że
po prostu zniknie z mojej pamięci. Chciałabym móc cofnąć czas i do tego nie
dopuścić. Chociaż, to było bardzo przyjemne. No, przez tę chwilę, kiedy byłam
zbyt zaskoczona, żeby zareagować.
A co jeśli, to wyszło z
jego porywczości, a ja głupia się nakręcam, że on coś do mnie czuje? Od jakiś
sześciu miesięcy Ryan nie ma dziewczyny. Może po prostu potrzebuje bliskości
drugiej osoby? Muszę się do niego wybrać. Chwyciłam swoją torebkę i klucze od
samochodu. Wsiadłam do mojego kanarkowego porsche i ruszyłam. Ryan nie mieszkał
daleko, ale nie miałam czasu, żeby iść. Kiedy wracałam pieszo, myślałam zbyt
dużo. Gdybym teraz też szła, to po prostu zrezygnowałabym z mojego
postanowienia. Włączyłam radio, zrobiłam głośniej i śpiewałam. Zawsze tak
robiłam, gdy chciałam zająć czymś umysł.
Wysiadłam z auta i
ruszyłam do drzwi od domu mojego przyjaciela. Ryan mieszkał w niewielkim,
jednopiętrowym domku. Miał wspaniały ogród, o który dbała jego matka.
Uwielbiała sadzić i podlewać kwiaty. Kochała wszystko, co było związane z
roślinami. Zapukałam, ale nikt nie otwierał, zadzwoniłam - również nic.
Nacisnęłam delikatnie klamkę z nadzieją, że będzie otwarte. Udało mi się i weszłam do środka. Od razu
skierowałam się w stronę pokoju Ryana.
Tylko, co ja mu teraz
powiem? Przecież nie mogę do niego wbić i zachowywać się jakby się nic nie
stało. Kiedy znajdowałam się na schodach, Ryan nagle wyszedł i spojrzał na mnie
przerażony.
- Co ty tu robisz? –
zapytał.
- Yy... Ryan ja...
Chciałam cię przeprosić – powiedziałam i podeszłam do niego. Stanęłam dużo
bliżej niż zwykle. Dużo bliżej niż powinnam.
Ryan przełknął głośno
ślinę. Zawsze tak robił, kiedy był speszony.
- Bella, nie
przepraszaj, nie masz, za co. Zapomnij o tym.
- Nie, ja zareagowałam
zbyt pośpiesznie. Byłam... zaskoczona. – Położyłam swoje dłonie na jego karku,
odgarniając dredy i cmoknęłam go w policzek. – Ale masz rację. Zapomnijmy o
tym, że uciekłam.
Uśmiechnęłam się i
złożyłam czuły pocałunek na jego ustach, który on natychmiast łapczywie i
namiętnie odwzajemnił. Odsunęłam się od niego delikatnie, ale stanowczo – żeby
zrozumiał, że nie ma mnie tak całować, a na pewno nie teraz.
- Wybacz – szepnął.
- Nic się nie stało –
odpowiedziałam. Ale nie rób tak więcej.
~*~
Wróciłam do domu,
uśmiechając się. Nie mam pojęcia, co mnie tak cieszyło. Nie wiem czy naprawdę
chciałam być z Ryanem, ale uznałam, że spróbować nie zaszkodzi. Zegar wiszący
nad biurkiem wskazywał godzinę piętnastą trzydzieści. Przebrałam się w
luźniejsze ciuchy i usiadłam na łóżku.
Zaczęłam pisać ostatnio
piosenkę, miałam fantastyczny pomysł oraz wenę, ale oczywiście musiała
zadzwonić mama, każąc mi pójść do sklepu. Rzuciłam, więc wszystko na fortepian
i wyszłam. Teraz, nie muszę nic robić, więc chyba mogę się zamknąć sama w moim
„studiu”. Chowając telefon do kieszeni moich szarych dresów ze ściągaczami przy
kostce, zeszłam po schodach do kuchni. Wzięłam w dłoń jabłko i poszłam do „studia”.
Miałam tam mój fortepian, gitarę i perkusję oraz miejsce, w którym nagrywałam
swoje piosenki. Tylko tam mogłam być całkowicie sobą. Jak byłam mała przychodziłam tu z mamą, która
uczyła mnie grać. Od momentu, w którym uznała, że nie jest w stanie niczego
więcej mnie nauczyć, bo staję się lepsza niż ona, nie pozwalałam nikomu to
wchodzić. Było to moje królestwo, w którym mogłam spokojnie komponować.
Usiadłam przy
fortepianie i zerknęłam w moje kilkudniowe zapiski. Przeanalizowałam tych pięć,
znajdujących się tam, wersów. Wprowadziłam drobne poprawki i grając melodię, do
której usiłowałam stworzyć tekst, zaśpiewałam to, co już miałam. Po chwili
wzięłam ołówek do ręki napisałam kilka słów, które zaraz zmieniłam.
Poczułam w kieszeni
wibracje. Westchnęłam i popatrzyłam na ekran telefonu. „Mama”.
- Tak? – odebrałam.
- Bells, jesteś w domu?
– zapytała moja rodzicielka. Wydawała się zaniepokojona.
- Tak, a co? Coś się
dzieje?
- Nie. Wszystko w
porządku. Tylko odwołaj proszę mojego jutrzejszego ucznia. Powiedz, że się z
nim skontaktujemy, okej?
- Dobrze, nie ma
problemu. Ale, o co chodzi? – spytałam.
- Nic, naprawdę.
Wychodzę jutro z tatą na jakieś spotkanie biznesowe z jego pracy, chce się po
prostu przygotować – uspokoiła mnie. Chyba jestem zbyt strachliwa.
- Rozumiem. Na którą to
spotkanie?
- Na dwudziestą. Za
jakieś dwie godziny powinnam być w domu – powiedziała i rozłączyła się.
Poszłam do salonu i
wzięłam w ręce kalendarz mamy. Na jutro ma zapisanego Nathana Sparksa.
Chwilka... Czy to ten słodki blondyn? Że też musi go odwoływać. Lubię jej
pomagać go uczyć. Tak uroczo się rumieni, kiedy się pomyli. No, ale trudno. Wybrałam
jego numer i zadzwoniłam.
- Halo? – odebrał
Nathan.
- Witam. Z tej strony
Bella, jestem córką Jessici. Niestety muszę odwołać twoją jutrzejszą lekcję,
moja matka nie może jutro spotkać. Zadzwonimy do ciebie później.
- Em... A może ty
mogłabyś mnie pouczyć? Tak wyjątkowo – poprosił.
- Jasne, nie ma
problemu. Więc jutro o szesnastej tak?
- Tak. Do zobaczenia.
- Pa – powiedziałam i
rozłączyłam się.
Może i nie powinnam się
z nim, powiedzmy, umawiać, ale to tylko nauka. Nic więcej, a przecież to nic
złego myśleć, że jest słodki. W końcu
jest. Napisałam mamie SMS, informując ją o tym, że będę prowadziła jej
jutrzejszą lekcję i wróciłam do „studia”.
~*~
Uznałam, że moje
pomalowane na perłowo paznokcie są już suche i wzięłam telefon do ręki. Justin
właśnie zapytał czy jestem dzisiaj o osiemnastej w domu, bo chciałby przyjechać.
Odpisałam, że powinnam być już wolna i schowałam komórkę do kieszeni. Szybko
ubrałam przygotowane wcześniej rurki w biało-czarne pionowe paski i szarąkoszulkę z kotem. Na trzynastą byłam umówiona z Ryanem na lunch w
wegetariańskiej knajpce, o szesnastej miałam lekcję z Nathanem, a o osiemnastej
przyjeżdżał Justin. Zapowiadał się ciekawy dzień.
Wzięłam swoją ciemną
torebkę na długim pasku i poszłam do garażu. Siedząc na miejscu kierowcy,
pomalowałam usta czerwoną szminką, nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne,
zapięłam pas i ruszyłam.
Wczoraj przed snem
myślałam, jak będzie wyglądało moje dzisiejsze spotkanie z Ryanem. Pocałować go
na powitanie? W policzek czy w usta? Cmoknąć czy zagłębić się w pocałunku?
Zapłaci za mój lunch czy mam to zrobić sama? Czy wegetariańskie jedzenie jest
smaczne? To niektóre z pytań, chodzących mi po głowie. Chyba pierwszy raz tak
się stresowałam przed randką z chłopakiem. Bo to w końcu randka, tak?
Kiedy zaparkowałam na
miejscu Sharon* i weszłam do środka restauracji, od razu zobaczyłam Ryana. Choć
miał na sobie zwykły biały T-shirt i granatowe spodnie, to wyglądał
olśniewająco. Moją twarz szybko rozjaśnił uśmiech i podeszłam do stolika, przy
którym siedział. Wstał, przytulił mnie i cmoknął w policzek na powitanie.
Odsunął krzesło, na którym usiadłam. Eh,
dżentelmen.
- Co zjesz? – zapytał
podając mi menu.
Wybrałam naleśniki z owocami.
Sadziłam, że będą tu jedynie jakieś sałatki.
Po skończonym posiłku
pojechaliśmy do parku na spacer, chociaż może to troche bez sensu, ale nie
zostawiłabym Sharon przy tej knajpce. Poza tym, że się o nią bałam, musiałabym
jeszcze po nią wracać. Potem pożegnaliśmy się krótkim pocałunkiem w usta i
każde poszło w swoją stronę. Dobrze się z nim bawiłam, ale nie było to nic,
czego nie moglibyśmy zrobić jako przyjaciele, choć może nie jesteśmy oficjalnie
parą.
Kiedy wróciłam do domu,
rzuciłam torbę na kanapę i biorąc banana, sama na niej usiadłam. Ledwo
skończyłam jeść, a już usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam
uśmiechniętego Nathana.
- Hej, wejdź. –
Zaprosiłam go gestem ręki do środka.
~*~
Po skończonej lekcji ułożyłam
swoje notatki na biurku mamy, pożegnałam się z Nathanem i poszłam do mojego „studia”.
Chciałam wziąć stamtąd tekst gotowej już piosenki, którą wczoraj tworzyłam. Włożyłam
kartkę do teczki z napisem „Własność Belli Guerrier”. Nagle ktoś objął mnie od
tyłu.
- Nathan co ty robisz?
– zapytałam zdezorientowana, obracając się.
- Cii, spokojnie –
odparł, wpijając się w moje usta.
Zmieszana próbowałam go
odepchnąć, ale był zbyt silny. Po chwili przycisnął mnie do ściany. Kto by
pomyślał, że siedemnastolatek ma tyle siły. Właściwie nie mogłam się ruszyć, a
Nathan włożył ręce pod moją koszulkę. Starałam mu się wyrwać, ale nie miałam
jak. Spokojnie, nie panikuj. Zdarł ze
mnie bluzkę i zaczął dotykać piersi. Stałam się krzyczeć, ale włożył mi coś w
usta, nawet nie wiem co to było, ale nie byłam w stanie tego wypluć. Wydawałam
jakieś dźwięki z mojego gardła, ale Nathan mnie uderzył.
- Siedź cicho –
wyszeptał do mojego ucha, dotykając moich pośladków przez spodnie.
Ktoś zapukał cicho do
drzwi (chyba na tyle cicho, że blondyn tego nie usłyszał) i wszedł do środka.
Kiedy ujrzałam Justina od razu mi ulżyło. Chłopak szybko to podbiegł i
odciągnął Nathana ode mnie. Pchnął go na ziemie i rzucił się na niego z
pięściami.
- Justin, puść go –
poprosiłam. Może i mu się to należało, ale nie chciałam, żeby Justin go bił.
Szatyn wstał i
zlustrował mnie wzrokiem. No tak, stałam tak w staniku. Szybko się jednak opamiętał
i podał mi swoją bluzę, którą natychmiast włożyłam.
Nathan leżał na ziemi i
trzymał się za nos. Justin podciągnął go do góry za koszulkę.
- Wynoś się – krzyknął,
a blondyn od razu wybiegł z pomieszczenia.
- Justin... Ja bardzo
ci dziękuję – odrzekłam roztrzęsiona i uśmiechnęłam się słabo.
- Nie ma za co
ślicznotko – wyszeptał i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, gdzie
czułam się wyjątkowo bezpiecznie. – Nic ci nie zrobił?
- Nie, nic takiego – powiedziałam,
wtuliłam się w niego i zaniosłam się szlochem.
__________
*Sharon - tak Bella nazywa swój samochód.
Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać na rozdział :c Na początku - nie miałam weny. Kiedy wena była - nie było czasu. Tak to już u mnie jest :c no ale juz skończyłam <3 I proszę zagłosujcie w ankiecie po lewej :*
Rozdział dedykowany dla Karolinki, KC <3
jak Wam się podoba? Czekam na rozwinięte i twórcze opinie w komentarzach ;*
Do następnego ;*
Swietny, naprawde, chce nastepny! :*
OdpowiedzUsuńKicia, swietny! Ale nastepny chce z dedykiem dla mnie kochanie;) <333 Buziaczki
OdpowiedzUsuńno i piękniutki, jestem dumna! :D <3 ach mam tak cudowną siostrę..
OdpowiedzUsuńdziękuję za dedyk hihi :* ;d
buzi:*
Naprawdę bardzo dobrze piszesz, masz świetne pomysły, podoba mi się to, jak piszesz, czekam nn ;) Jesteś super!! <3!
OdpowiedzUsuńŚwietny blog. Polecam!:)
OdpowiedzUsuńteż bym chciała tak ładnie pisać... ;) :**
OdpowiedzUsuńdoskonały *____*
OdpowiedzUsuńświetny! Zapraszam do mnie : http://you-are-my-dream-shawty.blogspot.com/2014/01/rozdzia-7.html
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ;). Czekam na kolejne ;**
OdpowiedzUsuńPs, mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową?
Hej
OdpowiedzUsuńPrzeczytał wszystko
Całość strasznie mnie zaciekawiła
I szablon
Biski *-*
Twój styl pisania jest bardzo lekki
Informuj mnie o nowych notkach
pozdrawiam
Aqua :*
Zapraszam http://aquasenshi.blogspot.com/