27 grudnia 2013

Rozdział 4. "Czy wegetariańskie jedzenie jest smaczne?"

Położyłam się na turkusowej pościeli na moim łóżku. Obok mnie właśnie myła się Irys. Gnębiła mnie ta sprawa z Ryanem. Podobał mi się, od kiedy tylko się poznaliśmy przez jakieś dwa lata. Potem uznałam, przy małej pomocy Maggie i Maxa, że to tylko zauroczenie. Sama nie wiem czy to była prawda, ale zaczęłam w to wierzyć i czułam do niego jedynie przyjacielską miłość. Kiedy mnie pocałował, coś we mnie pękło. Z jednej strony chciałam tego pocałunku, a z drugiej miałam nadzieję, że po prostu zniknie z mojej pamięci. Chciałabym móc cofnąć czas i do tego nie dopuścić. Chociaż, to było bardzo przyjemne. No, przez tę chwilę, kiedy byłam zbyt zaskoczona, żeby zareagować.
A co jeśli, to wyszło z jego porywczości, a ja głupia się nakręcam, że on coś do mnie czuje? Od jakiś sześciu miesięcy Ryan nie ma dziewczyny. Może po prostu potrzebuje bliskości drugiej osoby? Muszę się do niego wybrać. Chwyciłam swoją torebkę i klucze od samochodu. Wsiadłam do mojego kanarkowego porsche i ruszyłam. Ryan nie mieszkał daleko, ale nie miałam czasu, żeby iść. Kiedy wracałam pieszo, myślałam zbyt dużo. Gdybym teraz też szła, to po prostu zrezygnowałabym z mojego postanowienia. Włączyłam radio, zrobiłam głośniej i śpiewałam. Zawsze tak robiłam, gdy chciałam zająć czymś umysł.
Wysiadłam z auta i ruszyłam do drzwi od domu mojego przyjaciela. Ryan mieszkał w niewielkim, jednopiętrowym domku. Miał wspaniały ogród, o który dbała jego matka. Uwielbiała sadzić i podlewać kwiaty. Kochała wszystko, co było związane z roślinami. Zapukałam, ale nikt nie otwierał, zadzwoniłam - również nic. Nacisnęłam delikatnie klamkę z nadzieją, że będzie otwarte.  Udało mi się i weszłam do środka. Od razu skierowałam się w stronę pokoju Ryana.
Tylko, co ja mu teraz powiem? Przecież nie mogę do niego wbić i zachowywać się jakby się nic nie stało. Kiedy znajdowałam się na schodach, Ryan nagle wyszedł i spojrzał na mnie przerażony.
- Co ty tu robisz? – zapytał.
- Yy... Ryan ja... Chciałam cię przeprosić – powiedziałam i podeszłam do niego. Stanęłam dużo bliżej niż zwykle. Dużo bliżej niż powinnam.
Ryan przełknął głośno ślinę. Zawsze tak robił, kiedy był speszony.
- Bella, nie przepraszaj, nie masz, za co. Zapomnij o tym.
- Nie, ja zareagowałam zbyt pośpiesznie. Byłam... zaskoczona. – Położyłam swoje dłonie na jego karku, odgarniając dredy i cmoknęłam go w policzek. – Ale masz rację. Zapomnijmy o tym, że uciekłam.
Uśmiechnęłam się i złożyłam czuły pocałunek na jego ustach, który on natychmiast łapczywie i namiętnie odwzajemnił. Odsunęłam się od niego delikatnie, ale stanowczo – żeby zrozumiał, że nie ma mnie tak całować, a na pewno nie teraz.
- Wybacz – szepnął.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam. Ale nie rób tak więcej. 
~*~
Wróciłam do domu, uśmiechając się. Nie mam pojęcia, co mnie tak cieszyło. Nie wiem czy naprawdę chciałam być z Ryanem, ale uznałam, że spróbować nie zaszkodzi. Zegar wiszący nad biurkiem wskazywał godzinę piętnastą trzydzieści. Przebrałam się w luźniejsze ciuchy i usiadłam na łóżku.
Zaczęłam pisać ostatnio piosenkę, miałam fantastyczny pomysł oraz wenę, ale oczywiście musiała zadzwonić mama, każąc mi pójść do sklepu. Rzuciłam, więc wszystko na fortepian i wyszłam. Teraz, nie muszę nic robić, więc chyba mogę się zamknąć sama w moim „studiu”. Chowając telefon do kieszeni moich szarych dresów ze ściągaczami przy kostce, zeszłam po schodach do kuchni. Wzięłam w dłoń jabłko i poszłam do „studia”. Miałam tam mój fortepian, gitarę i perkusję oraz miejsce, w którym nagrywałam swoje piosenki. Tylko tam mogłam być całkowicie sobą.  Jak byłam mała przychodziłam tu z mamą, która uczyła mnie grać. Od momentu, w którym uznała, że nie jest w stanie niczego więcej mnie nauczyć, bo staję się lepsza niż ona, nie pozwalałam nikomu to wchodzić. Było to moje królestwo, w którym mogłam spokojnie komponować.
Usiadłam przy fortepianie i zerknęłam w moje kilkudniowe zapiski. Przeanalizowałam tych pięć, znajdujących się tam, wersów. Wprowadziłam drobne poprawki i grając melodię, do której usiłowałam stworzyć tekst, zaśpiewałam to, co już miałam. Po chwili wzięłam ołówek do ręki napisałam kilka słów, które zaraz zmieniłam.
Poczułam w kieszeni wibracje. Westchnęłam i popatrzyłam na ekran telefonu. „Mama”.
- Tak? – odebrałam.
- Bells, jesteś w domu? – zapytała moja rodzicielka. Wydawała się zaniepokojona.
- Tak, a co? Coś się dzieje?
- Nie. Wszystko w porządku. Tylko odwołaj proszę mojego jutrzejszego ucznia. Powiedz, że się z nim skontaktujemy, okej?
- Dobrze, nie ma problemu. Ale, o co chodzi? – spytałam.
- Nic, naprawdę. Wychodzę jutro z tatą na jakieś spotkanie biznesowe z jego pracy, chce się po prostu przygotować – uspokoiła mnie. Chyba jestem zbyt strachliwa.
- Rozumiem. Na którą to spotkanie?
- Na dwudziestą. Za jakieś dwie godziny powinnam być w domu – powiedziała i rozłączyła się.
Poszłam do salonu i wzięłam w ręce kalendarz mamy. Na jutro ma zapisanego Nathana Sparksa. Chwilka... Czy to ten słodki blondyn? Że też musi go odwoływać. Lubię jej pomagać go uczyć. Tak uroczo się rumieni, kiedy się pomyli. No, ale trudno. Wybrałam jego numer i zadzwoniłam.
- Halo? – odebrał Nathan.
- Witam. Z tej strony Bella, jestem córką Jessici. Niestety muszę odwołać twoją jutrzejszą lekcję, moja matka nie może jutro spotkać. Zadzwonimy do ciebie później.
- Em... A może ty mogłabyś mnie pouczyć? Tak wyjątkowo – poprosił.
- Jasne, nie ma problemu. Więc jutro o szesnastej tak?
- Tak. Do zobaczenia.
- Pa – powiedziałam i rozłączyłam się.
Może i nie powinnam się z nim, powiedzmy, umawiać, ale to tylko nauka. Nic więcej, a przecież to nic złego myśleć, że jest słodki. W końcu jest. Napisałam mamie SMS, informując ją o tym, że będę prowadziła jej jutrzejszą lekcję i wróciłam do „studia”.
~*~
Uznałam, że moje pomalowane na perłowo paznokcie są już suche i wzięłam telefon do ręki. Justin właśnie zapytał czy jestem dzisiaj o osiemnastej w domu, bo chciałby przyjechać. Odpisałam, że powinnam być już wolna i schowałam komórkę do kieszeni. Szybko ubrałam przygotowane wcześniej rurki w biało-czarne pionowe paski i szarąkoszulkę z kotem. Na trzynastą byłam umówiona z Ryanem na lunch w wegetariańskiej knajpce, o szesnastej miałam lekcję z Nathanem, a o osiemnastej przyjeżdżał Justin. Zapowiadał się ciekawy dzień.
Wzięłam swoją ciemną torebkę na długim pasku i poszłam do garażu. Siedząc na miejscu kierowcy, pomalowałam usta czerwoną szminką, nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne, zapięłam pas i ruszyłam.
Wczoraj przed snem myślałam, jak będzie wyglądało moje dzisiejsze spotkanie z Ryanem. Pocałować go na powitanie? W policzek czy w usta? Cmoknąć czy zagłębić się w pocałunku? Zapłaci za mój lunch czy mam to zrobić sama? Czy wegetariańskie jedzenie jest smaczne? To niektóre z pytań, chodzących mi po głowie. Chyba pierwszy raz tak się stresowałam przed randką z chłopakiem. Bo to w końcu randka, tak?
Kiedy zaparkowałam na miejscu Sharon* i weszłam do środka restauracji, od razu zobaczyłam Ryana. Choć miał na sobie zwykły biały T-shirt i granatowe spodnie, to wyglądał olśniewająco. Moją twarz szybko rozjaśnił uśmiech i podeszłam do stolika, przy którym siedział. Wstał, przytulił mnie i cmoknął w policzek na powitanie. Odsunął krzesło, na którym usiadłam. Eh, dżentelmen.
- Co zjesz? – zapytał podając mi menu.
Wybrałam naleśniki z owocami. Sadziłam, że będą tu jedynie jakieś sałatki.
Po skończonym posiłku pojechaliśmy do parku na spacer, chociaż może to troche bez sensu, ale nie zostawiłabym Sharon przy tej knajpce. Poza tym, że się o nią bałam, musiałabym jeszcze po nią wracać. Potem pożegnaliśmy się krótkim pocałunkiem w usta i każde poszło w swoją stronę. Dobrze się z nim bawiłam, ale nie było to nic, czego nie moglibyśmy zrobić jako przyjaciele, choć może nie jesteśmy oficjalnie parą.
Kiedy wróciłam do domu, rzuciłam torbę na kanapę i biorąc banana, sama na niej usiadłam. Ledwo skończyłam jeść, a już usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam uśmiechniętego Nathana.
- Hej, wejdź. – Zaprosiłam go gestem ręki do środka.
~*~
Po skończonej lekcji ułożyłam swoje notatki na biurku mamy, pożegnałam się z Nathanem i poszłam do mojego „studia”. Chciałam wziąć stamtąd tekst gotowej już piosenki, którą wczoraj tworzyłam. Włożyłam kartkę do teczki z napisem „Własność Belli Guerrier”. Nagle ktoś objął mnie od tyłu.
- Nathan co ty robisz? – zapytałam zdezorientowana, obracając się.
- Cii, spokojnie – odparł, wpijając się w moje usta.
Zmieszana próbowałam go odepchnąć, ale był zbyt silny. Po chwili przycisnął mnie do ściany. Kto by pomyślał, że siedemnastolatek ma tyle siły. Właściwie nie mogłam się ruszyć, a Nathan włożył ręce pod moją koszulkę. Starałam mu się wyrwać, ale nie miałam jak. Spokojnie, nie panikuj. Zdarł ze mnie bluzkę i zaczął dotykać piersi. Stałam się krzyczeć, ale włożył mi coś w usta, nawet nie wiem co to było, ale nie byłam w stanie tego wypluć. Wydawałam jakieś dźwięki z mojego gardła, ale Nathan mnie uderzył.
- Siedź cicho – wyszeptał do mojego ucha, dotykając moich pośladków przez spodnie.
Ktoś zapukał cicho do drzwi (chyba na tyle cicho, że blondyn tego nie usłyszał) i wszedł do środka. Kiedy ujrzałam Justina od razu mi ulżyło. Chłopak szybko to podbiegł i odciągnął Nathana ode mnie. Pchnął go na ziemie i rzucił się na niego z pięściami.
- Justin, puść go – poprosiłam. Może i mu się to należało, ale nie chciałam, żeby Justin go bił.
Szatyn wstał i zlustrował mnie wzrokiem. No tak, stałam tak w staniku. Szybko się jednak opamiętał i podał mi swoją bluzę, którą natychmiast włożyłam.
Nathan leżał na ziemi i trzymał się za nos. Justin podciągnął go do góry za koszulkę.
- Wynoś się – krzyknął, a blondyn od razu wybiegł z pomieszczenia.
- Justin... Ja bardzo ci dziękuję – odrzekłam roztrzęsiona i uśmiechnęłam się słabo.
- Nie ma za co ślicznotko – wyszeptał i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, gdzie czułam się wyjątkowo bezpiecznie. – Nic ci nie zrobił?


- Nie, nic takiego – powiedziałam, wtuliłam się w niego i zaniosłam się szlochem.
__________
*Sharon - tak Bella nazywa swój samochód. 

Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać na rozdział :c Na początku - nie miałam weny. Kiedy wena była - nie było czasu. Tak to już u mnie jest :c no ale juz skończyłam <3 I proszę zagłosujcie w ankiecie po lewej :* 
Rozdział dedykowany dla Karolinki, KC <3 
jak Wam się podoba? Czekam na rozwinięte i twórcze opinie w komentarzach ;* 
Do następnego ;* 


10 komentarzy:

  1. Swietny, naprawde, chce nastepny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kicia, swietny! Ale nastepny chce z dedykiem dla mnie kochanie;) <333 Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  3. no i piękniutki, jestem dumna! :D <3 ach mam tak cudowną siostrę..
    dziękuję za dedyk hihi :* ;d
    buzi:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę bardzo dobrze piszesz, masz świetne pomysły, podoba mi się to, jak piszesz, czekam nn ;) Jesteś super!! <3!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog. Polecam!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. też bym chciała tak ładnie pisać... ;) :**

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny! Zapraszam do mnie : http://you-are-my-dream-shawty.blogspot.com/2014/01/rozdzia-7.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo mi się podoba ;). Czekam na kolejne ;**
    Ps, mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową?

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej
    Przeczytał wszystko
    Całość strasznie mnie zaciekawiła
    I szablon
    Biski *-*
    Twój styl pisania jest bardzo lekki
    Informuj mnie o nowych notkach
    pozdrawiam
    Aqua :*
    Zapraszam http://aquasenshi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń